Jako że moda na auta podwyższone i udające samochody terenowe nie mija, producenci nie dość, że starają się zapełniać swoje luki segmentowe takimi autami, ale również zastępować już istniejące modele nowymi crossover’ami i SUV’ami. Nie inaczej jest w przypadku Volkswagena, który systematycznie uzupełnia swoją ofertę o nowe propozycje w tych segmentach. Doskonałym tego przykładem jest miejski crossover o nazwie T-Cross.

T-Cross wygląda dość pudełkowato i dopiero po dłuższym obcowaniu z tym modelem można się do tego przyzwyczaić, a nawet dostrzec zalety takiej stylistyki. Mimo to mały Volkswagen wzbudza zainteresowanie przechodniów, w szczególności płci pięknej, której również bardzo mocno do gustu przypada przepiękny odcień czerwonego lakieru. Zresztą, sami oceńcie spoglądając na zdjęcia testowanego auta.
We wnętrzu jest bardzo dużo miejsca i podróżowanie nawet w cztery dorosłe osoby plus dziecko w wieku tak gdzieś do 10 lat nie będzie żadnym problemem. Ilość miejsca nie tylko na nogi, ale również i nad głowami jest więcej niż wystarczająca. I nie ma to znaczenia, czy jest to z przodu, gdzie do dyspozycji mamy bardzo wygodne fotele, choć o wysoko umieszczonym siedzisku, czy na również wygodnej tylnej kanapie. Również aż 455-litrowy, bardzo ustawny bagażnik zachęca do wypraw w większym gronie.
Deska rozdzielcza to połączenie nowoczesności z tradycyjnością. Owszem, zegary są już wirtualne, a centrum dowodzenia multimediami całkowicie dotykowe, ale mimo to producent pozostawił najważniejsze funkcje obsługiwane fizycznymi przyciskami. Brawo!
W środku jedyną rzeczą do jakiej mogę mieć większe uwagi to plastiki. Niestety, tutaj widać nutkę oszczędności producenta. Są bardzo twarde i miejscami szorstkie, ale na całe szczęście dobrze spasowane i nie trzeszczą przy nierównościach oraz są niesamowicie łatwe w czyszczeniu. Materiały są miłe w dotyku i bardzo dobrej jakości.
Przejdźmy teraz do serca testowanego T-Cross’a. Akurat miałem na tyle szczęścia, że trafiła mi się topowa jednostka napędowa, jaka jest dostępna w tym modelu. Czterocylindrowy silnik o pojemności 1,5 litra i mocy 150 KM jest oczywiście turbodoładowany i oferuje bardzo dobre osiągi oraz niesamowitą przyjemność z jazdy. Osiągnięcie pierwszych 100 km/h zajmuje tylko 8,5 sekundy zaś prędkość maksymalna według producenta wynosi 200 km/h. Aż nadto dla miejskiego crossover’a. Napęd przekazywany jest na przednie koła za pomocą 7-biegowej automatycznej skrzyni biegów. Połączenie bardzo szybko działającej skrzyni biegów z momentem obrotowym wynoszącym 250 Nm pozwala na bardzo sprawne poruszanie się nie tylko po mieście, ale również w trasie.
Zawieszenie jest kompromisem pomiędzy komfortem i pewnym prowadzeniem auta. Nierówności wybierane są niemalże idealnie. Podobnie pracuje układ kierowniczy, który bardzo dobrze oddaje na bieżąco to, co dzieje się pod kołami.
T-Cross z najmocniejszym silnikiem jest zaskakująco oszczędny. W mieście spalanie oscyluje w granicach 7 litrów, zaś w trasie potrafi spaść nawet do 5,5 litra. Co daje nam średnie zużycie paliwa na poziomie 6,2 litra na każde 100 kilometrów. Bak o pojemności 40 litrów zapewnia więc zasięg około 650 kilometrów.
Podsumowując, mimo mojej wielkiej niechęci do crossover’ów, bardzo przyjemnie podróżowało mi się T-Cross’em. Niestety, cena zakupu tego konkretnego egzemplarza jest wysoka, ponieważ ceny wersji Style rozpoczynają się od 103 290 zł (nie uwzględniając rabatów), a to już jest sporo dla większości ludzi w Polsce. Jednak w tej cenie dostajemy niemalże wszystko co jest nam potrzebne w nowoczesnym aucie.
Fot. Krzysztof Ławnik
Wszelkie prawa zastrzeżone!