Był rok 1957, kiedy w Turynie Fiata zaprezentował całemu światu nowy samochód klasy miejskiej, model 500. Jego nazwa wywodziła się od pojemności silnika, jaki początkowo w nim montowano. No, w zaokrągleniu, bo naprawdę wynosiła 479 ccm. Auto posiadało 13,5 KM i płócienny dach, który można było w ciepłe dni całkowicie złożyć i cieszyć się jazdą niemal kabrioletem. Pierwsza 500-ka była produkowana do 1975 roku, kiedy zakończono jej produkcję niemalże na 32 lata. Dopiero w 2007 roku producent postanowił wskrzesić legendarną już wtedy nazwę, wprowadzając do salonów całkowicie nową 500-kę. Jej produkcję ulokował w polskich zakładach w Bielsku-Białej. Jak się okazało po kilku latach – był to strzał w dziesiątkę. Autko sprzedawało się tak dobrze, że fabryka w pewnym momencie nie nadążała z realizacją zamówień.

W ubiegłym roku model 500 obchodził 60-lecie powstania swojej pierwszej odsłony. Z bielskiej fabryki wyjechały na tę okoliczność auta z limitowanej wersji 500C 60-th, nawiązującej do oryginału między innymi płóciennym dachem. I właśnie ten model kilka tygodni temu trafił w moje ręce. A ja bardzo nie chciałem, żeby je opuścił. Zapraszam do lektury.

Stylistycznie odświeżona i limitowana edycja Fiata 500 na 60-lecie istnienia wyróżnia się przede wszystkim dwukolorowym nadwoziem, w tym przypadku kremowobiałym odcieniem lakieru, przedzielonym kalkomanią w trzech kolorach. Auto osadzone jest na bardzo stylowych alufelgach. Dodatkowymi akcentami są chromowane wstawki, które głównie są zauważalne w przedniej części nadwozia, gdzie również zauważymy nowy kształt głównych reflektorów oraz świateł do jazdy dziennej. Z tyłu również znajdziemy powiew świeżości w postaci całkowicie LED-owych świateł. Ogólnie rzecz ujmując, z której strony nie spojrzeć, Fiat 500 jest bardzo sympatycznym i ładnym samochodem, które nie tylko płci pięknej może się spodobać.
We wnętrzu ciąg dalszy bardzo gustownego, ale zarazem nadającego uśmiechu stylu. Efekt osiągnięto za pomocą różnokolorowego wykończenia wnętrza, które w tym przypadku jest biało-czerwono-czarne. Może kolory te nie należą do najprostszych w utrzymaniu czystości, ale jakże miło wpływają na przyjemność podróżowania! A jeśli już wspomniałem o podróżowaniu – nie ma co ukrywać, to auto przeznaczone jest dla singla lub co najwyżej pary, najchętniej bez dziecka. Choć w moim przypadku, czyli dwoje dorosłych plus 8-letni syn, nawet dłuższe dystanse nie sprawiały żadnych kłopotów. Nikt z naszej trójki nie narzekał na brak miejsca, czy to na nogi czy nad głowami. Przednie fotele są komfortowe i wygodne, a jedynym ich mankamentem jest brak trzymania bocznego, co najmocniej doskwiera na ostrzej pokonywanych zakrętach. Wielkim zaskoczeniem na plus jest niespotykana jak na samochody 3-drzwiowe łatwość zajmowania miejsca na tylnej kanapie. Największym problemem, nawet w przypadku singla, jest z pewnością bagażnik. Nie tylko jest mały, bo oferuje zaledwie 185 litrów, to jeszcze zupełnie niepraktyczny z powodu małego otworu załadunkowego. To konsekwencja mocno zmniejszonej w porównaniu do wersji ze stałym dachem klapy bagażnika. Cóż, taki urok prawie-kabrioletu.
Kierowca przed sobą znajdzie zegary w postaci elektronicznego wyświetlacza zapewniającego prezentację podstawowych informacji o samochodzie. Konsola środkowa to również ekran, ale tym razem dotykowy, obsługujący multimedia samochodu. I muszę przyznać, że radio gra bardzo dobrze i może niejednego melomana zaskoczyć pozytywnie. Trochę gorzej jest z nawigacją, która potrafi się czasem dłużej zastanawiać albo nawet i zawiesić podczas pracy.
Przyszła pora wspomnieć kilka słów o silniku. Na początku muszę się Wam przyznać, że już w swojej karierze dziennikarskiej kilkanaście razy jeździłem 500-kami, ale jeszcze nigdy nie miałem styczności z podstawowym silnikiem, jakim jest 1,2-litrowy benzyniak o mocy 69 KM. Jest to jeden z najstarszych silników z całej palety Fiata. Nie posiada on żadnych „wzmacniaczy” w stylu kompresora czy turbiny, dzięki czemu szczyci się uzasadnioną opinią najmniej awaryjnego w ofercie. Oczywiście nie oferuje sportowych doznań, ale nie o to w tym chodzi. Dla mnie ten silnik jest w zupełności wystarczający do samochodu, który waży zaledwie 980 kg. I nie przeszkadza, że pierwsze 100 km/h ukaże się na prędkościomierzu po 13 sekundach i maksymalnie osiągniemy tylko 160 km/h. Bo w przypadku prezentowanego dziś modelu liczy się głównie przyjemność z jazdy z otwartym dachem. A ta jest bardzo duża! Jak przystało na Fiata, 500-ka wyposażona jest w elektroniczny układ wspomagania kierownicy zwany City. Dzięki niemu na parkingu kierownicę można obracać dosłownie najmniejszym palcem u ręki. Po jego wyłączeniu lekko się usztywnia, ale niezależnie od trybu działania, zawsze daje poczucie, że to kierowca panuje nad samochodem, a nie na odwrót. Zawieszenie jest komfortowe i nie męczy podczas nawet dłuższej podróży. Jedynym mankamentem może być niewielki rozstaw osi, który czasem powoduje podskakiwanie małego autka na większych nierównościach.
Atutem prezentowanej jednostki jest na pewno niewielki apetyt na paliwo. Producent obiecuje średnie zużycie na poziomie 4,9 litra na każde 100 kilometrów. Wynik ten jest zapewne do osiągnięcia, ale podczas moich jazd wyszło 6,2 litra. Uważam, że mimo wszystko jest to dobry wynik, biorąc pod uwagę duże mrozy, jakie panowały w czasie moich jazd Fiatem.
Podsumowując, Fiat 500C już od dawna jest moim ulubionym samochodem w klasie mini i nic się w tej kwestii nie zmieniło i nie zmieni. Samochód ten, mimo swoich niewielkich gabarytów, zapewnia w miarę wygodne i komfortowe podróżowanie dwójce pasażerów. Oprócz tego jest bardzo sympatyczne zaprojektowanym samochodem, który dodatkowo w limitowanej odmianie 60th (niestety już niedostępnej w salonach) wyróżnia się spośród pozostałych wersji i wzbudza zainteresowanie wśród innych użytkowników dróg i chodników. Po prostu Włosi od zawsze potrafili tworzyć małe miejskie samochody i są w tej kwestii niemalże perfekcyjni.
Artur Ławnik
Wszelkie prawa zastrzeżone