Po Škodzie Citigo, którą miałem okazję testować na początku stycznia (link tutaj), przyszła pora na jednego z dwóch braci tego modelu – Volkswagena up! Wraz z Seatem Mii powstają w jednej fabryce, umiejscowionej na Słowacji w Bratysławie.
Volkswagen up! w ostatnim czasie przeszedł lekki face-lifting, któremu postaram się bliżej przyjrzeć. Z przodu zauważamy lekko przeprojektowany zderzak, który w obecnej odmianie uzyskał m.in. chromowaną listwę między światłami oraz zupełnie inaczej zaprojektowaną dolną partię. Kolejną nowością są światła do jazdy dziennej w postaci oszczędnych i nowoczesnych LED-ów. Z tyłu największą zmianą są klosze lamp o nowym wzorze oraz zmodyfikowany zderzak (dodano dodatkowe światła odblaskowe). Ciekawie również wygląda chromowana listwa rozciągająca się wzdłuż dolnej części szklanej klapy bagażnika. Bardzo ciekawą propozycją jest opcjonalny żółty lakier „Honey”, za który musimy dopłacić 1750 zł. Moim zdaniem warto to zrobić, bo tak przystrojone auto wygląda rewelacyjnie.
Wnętrze Volkswagena również poddano lekkim modyfikacjom. Tak jak w Škodzie powiększono obrotomierz i wskaźnik poziomu paliwa. I tak jak w Škodzie pozostał problem z olbrzymim prędkościomierzem, którego górnej części wyższe osoby nie przeczytają przez zasłaniające koło kierownicy.
Konsola środkowa zyskała fantastyczny, uniwersalny uchwyt na smartphona, nowe wzornictwo przycisków oraz kolorowy wyświetlacz radia, które nareszcie wyposażono w czytnik kart SD. Jednej jednak rzeczy nie mogę zrozumieć. Tańsza Škoda Citigo (w najbogatszej odmianie) posiadała automatyczną klimatyzację, zaś o parę złotych droższy up! (również w najbogatszej odmianie) pozostaje z klimatyzacją manualną. Trochę dziwne…
Poza tym wnętrze auta pozostało bez zmian. I dobrze, bo po co zmieniać coś, co jest dobre. I tak do dyspozycji mamy cztery miejsca, wystarczająco wygodne nawet dla dorosłych osób. Z przodu zasiądą w dobrze wyprofilowanych i komfortowych fotelach, zaś z tyłu do dyspozycji będą mieli dwuosobową kanapę o niemęczącym wyprofilowaniu siedziska.
Przed testem miałem cichą nadzieję, że zasiądę za kierownicą Volkswagena up! z nowym silnikiem – litrowym TSI o mocy 90 KM. Jednak w moje ręce trafiła odmiana bardzo dobrze mi znana, czyli 75-konne MPI. Według mnie jest to jedna z lepszych małolitrażowych 3-cylindrowych jednostek benzynowych. I w dodatku bez turbo. Auto z tym silnikiem tak ochoczo przyśpiesza, że mamy wrażenie obcowania z dużo mocniejszym silnikiem, niż jest w rzeczywistości.
Do dziś nie mogę wyjść z podziwu, jak niewielkie może być zapotrzebowanie na paliwo silnika benzynowego. Uzyskanie średniego zużycia paliwa na poziomie 4,9 l na 100 km nie stanowiło żadnego problemu. Volkswagen nie ma się czego wstydzić w konkurencji z silnikami wysokoprężnymi!
Volkswagen up! do najtańszych nie należy. Już jego cena bazowa (48 020 zł odmiana high up!) może potencjalnych klientów odstraszać. Ale pamiętajmy, że w dzisiejszych czasach nic nie jest tanie, a poza tym czasem warto wydać więcej, aby później czerpać z tego zyski. Dlatego bez zastanowienia polecam najmniejszego ciałem, ale wielkiego duchem up! każdemu, kto nie potrzebuje samochodu większego niż ten przedstawiciel klasy miejskiej.
Artur Ławnik
Kolejny rewelacyjny wpis Panie Arturze 🙂
PolubieniePolubienie