Czy małe, ciasne, mało praktyczne i w dodatku średnio wygodne auto może się podobać? Zapewne wielu z Was odpowie na to pytanie przecząco. Ja jednak znalazłem wyjątek od tej reguły! Zapraszam do zapoznania się z Abarth 500C w odmianie 595 Competizione.
Mój testowy egzemplarz, udostępniony dzięki uprzejmości Abarth Polska, był przez kilka dni bardzo krzykliwym i wzbudzającym zainteresowanie samochodem w moim mieście. Spowodowane było to nie tylko piękną sylwetką 500-ki, ale również bardzo ciekawym zestawieniem kolorystycznym nadwozia. Mocno jaskrawy, żółty lakier świetnie kontrastował z czarnymi dodatkami takimi jak: alufelgi, brezentowy dach, dyfuzor tylnego zderzaka z czterema końcówkami układu wydechowego, czy kalkomania na bocznych drzwiach. Całość naprawdę rewelacyjnie ze sobą współgra i mało kto nie chciał bliżej przyjrzeć się cudownej 500-ce.
Środek jest typowo sportowy. Zasiadamy w bardzo mocno wyprofilowanych i posiadających rewelacyjne trzymanie boczne fotelach kubełkowych firmy Sabelt. Przed sobą mamy bardzo dobrze leżącą w dłoniach, skórzano-zamszową kierownicę. Elektroniczny wyświetlacz zapewnia dostęp do podstawowych informacji o samochodzie, oferuje też możliwość zmiany wzoru graficznego. Obok niego usytuowano niewielki analogowy wskaźnik pokazujący poziom doładowania turbiny. Górna część deski rozdzielczej również została pokryta zamszem, zaś całe podszybie wykonano z matowego, czarnego plastiku bardzo dobrej jakości. Nie ma mowy o odbijaniu się tych elementów w przedniej szybie w słoneczne dni.
Na konsoli środkowej również znajdziemy dotykowy ekran, tym razem obsługujący multimedia. Trzeba przyznać, że seryjny zestaw gra całkiem nieźle, ale czy w takim aucie jest potrzebny? O tym za chwilę. Moją uwagę przykuła doskonale pasująca do dłoni gałka zmiany biegów, która jest aluminiowa i to jest jedyną jej wadą. Zmiana biegów zimą, bez rękawiczek, może być bardzo nieprzyjemna.
Nie oszukujmy się, wnętrze Abartha 500C przeznaczone jest dla dwóch osób. Tylną kanapę lepiej z założenia wykorzystywać jako dodatkowe miejsce na bagaż.
Skupmy się teraz na tym, co siedzi pod maską żółtej „strzały”. Znajdziemy tam benzynową jednostkę napędową o pojemności 1,4 litra. Silnik ten, dzięki turbinie, generuje moc aż 180 koni mechanicznych przenoszonych na przednie koła za pomocą precyzyjnie działającej, pięciobiegowej, manualnej skrzyni biegów. Sporo mocy, jak na przednią oś. O tym też producent pomyślał i wyposażył małego rajdowca w mechaniczną blokadę mechanizmu różnicowego. Dzięki temu mały Abarth jest w stanie przyśpieszać do pierwszych 100 km/h w niespełna 7 sekund. Elastyczność również jest bardzo dobra, a to dzięki 250 Nm momentu obrotowego. Układ kierowniczy jest taki, jaki powinien być. Każdy ruch kierownicą jest od razu przekazywany na koła.
Mechaniczna „szpera”, jak i układ wydechowy Monza Record, składają się na opcjonalny pakiet Nurburgring, który wart jest każdej z 5000 złotówek, jakie trzeba na niego wydać. Układ wydechowy skonstruowany jest z końcówki wydechu z zaworem mechanicznym, gdzie dwie końcówki idą przez tłumik, zaś dwie pozostałe omijają go.

Dzięki opcjonalnemu układowi wydechowemu nasz mały Abarth, mimo niewielkiego silnika, po prostu przepięknie mruczy. I to nie z głośników, co powoli staje się plagą. Dźwięk jest prawdziwy, a wszystkie sztuczki służące jego uzyskaniu są mechanicznymi rozwiązaniami układu wydechowego! Aż się nie chce włączać radia, stąd moja sugestia, że system audio w tym aucie nie jest potrzebny!
Jeszcze przez chwilę skupmy się na historii nazwy układu wydechowego Mozna Record. Nazwa ta nie jest przypadkowa, ponieważ wiążę się z ustanowieniem przez Karla Abarth w 1965 roku rekordu przyśpieszenia na słynnym torze Monza, jadąc 105-konnym Fiatem Abarth „1000 monoposto Record” klasy G.
Mimo niewielkich gabarytów Abarth 500C do oszczędnych nie należy. Średnio podczas moich jazd spalanie oscylowało w granicach 9-10 litrów na każde 100 kilometrów.
Ceny Fiata 500C Abarth zaczynają się od 109 900 PLN zaś wersja 595 Competizione oznacza grubo ponad 140 tysięcy złotych. Jest to bardzo duża kwota jak za auto klasy miejskiej, ale te auto warte jest grzechu i przyznam się bez bicia, kocham je! Daje tyle przyjemności z jazdy, że wysiadając z auta myślałem tylko o tym, jaki pretekst wymyślić, aby ponownie nim się przejechać…
Artur Ławnik