Kiedy dwa lata temu miałem okazję uczestniczyć w pierwszych jazdach piekielnie mocnym RC F, za sterami którego siedział sam Ben Collins, nie sądziłem, że jazda o połowę słabszą odmianą modelu będzie przynosić tyle przyjemności.
Podstawowa odmiana jedynego coupé w rodzinie Lexusa stylistycznie zbytnio nie odbiega od najmocniejszej odmiany. Zawdzięczamy to wersji F-Sport, która próbuje (i to dość skutecznie) naśladować najsilniejszego Samuraja japońskiej marki. Z przodu widzimy potężny wlot powietrza otoczony niewielkimi światłami mijania, znak charakterystyczny wielu obecnie produkowanych modeli Lexusa, czyli diodowe światła do jazdy dziennej w kształcie leżącej litery L oraz długą maskę silnika z lekkim garbem na jej środku. Tutaj trudno znaleźć różnicę w porównaniu z najmocniejszą odmianą. Dużo łatwiej jest z boku, gdzie można zauważyć brak potężnych wlotów powietrza umiejscowionych w RC F w nadkolach przednich kół. Z boku RC to typowe coupé o bardzo agresywnie zarysowanych kształtach nadwozia. Z tyłu w oczy rzucają się dwie końcówki układu wydechowego oraz plastikowe atrapy bocznych dyfuzorów.
Nie ma co obiecywać, że wnętrze Lexusa RC będzie wygodne i komfortowe dla całej rodziny. Mamy przecież do czynienia z samochodem „prawie” sportowym. Najwygodniej w czerwono-czarnym wnętrzu będą podróżować dwie osoby i to pod warunkiem, że przyzwyczają się do dość nisko zamocowanych foteli. Przez ten fakt utrudnione jest wsiadanie i wysiadanie z auta. Przednie fotele są mocno rozbudowane i bardzo dobrze wyprofilowane. Muszę przyznać, że zapewniają bardzo wysoki komfort podróżowania, nawet na dalekich trasach! Tylne dwa miejsca? Powiem szczerze, że nie odważyłem się tam wsiąść z obawy o brak możliwości ewakuacji. To zdecydowanie są jedynie awaryjne miejsca…
Cała deska rozdzielcza, łącznie z zegarami, jest typowa dla Lexusa. Wszystko jest uporządkowane i na swoim miejscu. Również jeśli chodzi o czytelność, nie ma się do czego przyczepić.
Tak jak już wcześniej zdążyłem napomknąć, pod maską białego Lexusa znajduje się podstawowa jednostka napędowa oferowana w modelu RC. Jest nią nowa, 16-zaworowa konstrukcja benzynowa o pojemności dwóch litrów. Dzięki turbinie japoński producent wyciągnął z niej moc 245 koni mechanicznych. Na pewno demonem prędkości RC nie jest, ponieważ czuć lekką nadwagę auta (1675 kg), ale do narzekania równie mi daleko, jak do Stanów Zjednoczonych. Wciskam gaz do oporu i po 7,5 sekundy na elektronicznym prędkościomierzu pojawia się pierwsze 100 km/h. Wadą tej jednostki jest brak prawdziwie „męskiego” dźwięku z układu wydechowego, choćby widlastej szóstki. No cóż, wybredni mogą pooszukiwać się „fałszywym dźwiękiem” pochodzącym z głośników bardzo dobrze brzmiącego systemu audio. Silnik spięto z 8-biegową, automatyczną skrzynią biegów, która bardzo dobrze współpracuje z jednostką napędową.
Zawieszenie jest twarde, jak przystało na samochód sportowy. Jeżdżąc tym autem na pewno odczujemy każdą nierówność i dołek, ale za to nie uświadczymy przechyłów nadwozia, nurkowania przy hamowaniu czy innych niepożądanych sytuacji w czasie dynamicznej jazdy.
Według producenta w trybie mieszanym auto powinno spalać około 7,2 litra benzyny na 100 km. Rzeczywistość, jak zwykle, inna i podczas jazd testowych Lexus potrzebował o dwa litry więcej.
Ceny modelu RC zaczynają się od prawie 200 tysięcy złotych. Natomiast prezentowana odmiana kosztowała w granicach 250 tysięcy złotych. Czy warto wydać taką kwotę na podstawową wersję? Szczerze mówiąc nie umiem tego rozsądnie ocenić, ponieważ w moich myślach nadal króluje topowa odmiana RC F.
Artur Ławnik
Piękne auto, piękne zdjęcia i lekka do czytania publikacja
PolubieniePolubienie